Prawdopodobnie najlepszy thriller w historii,w genialny sposob budujący napięcie,pełen zaskakujących zwrotów akcji (palec,cela,motel) z fenomenalną rolą Hauera. Takie aktorstwo nazywam aktorstwem Totalnym (patrz jeszcze np. Jon Voigt w "Uciekający Pociągu") Hauer to genialny filmowy psychopata,prawdziwy do bólu w swoim szaleństwie i zmęczony nim,pragnący uwolnić sie od przymusu zabijania. Film rowniez (a moze przede wszystkim) o inicjacji w dorosłość młodego kierowcy,granego przez Thomasa Howella. A to wszystko na tle malo przyjaznych amerykanskich bezdroży,znakomicie zfilmowanych. Dziw bierze reżyser tego filmu Robert Harmon,dla którego Autostopowiczów byl pierwszym poważnym filmem,nie zrobił większej kariery. Dla mnie to talent na miarę Finchera.
P.S Najlepsze w tym filmie jest to,że uchodzi on za bardzo brutalny,a nie ma tam ani jednej sceny,która pokazywała by bezpośrednio przemoc. Wszystkie morderstwa Autostopowicza sa wyłącznie zasugerowane i omawiane. Nawet finałowa śmierc Jason-Leigh nie jest pokazana (do końca) To tez świadczy o wielkości tego filmu,o jego nieprzeciętnym oddziaływaniu na psychikę i podświadomość widza. Super Kino!
Dwie literówki się wdarły w pierwszej wypowiedzi-sorry. Zwłaszcza ten "zfilmowany" kłuje w oczy.
Jeszcze jedna uwaga-Jest w tym filmie jakaś nieodparta magia, jakieś podskórne napięcie, jakiś egzystencjalny lęk. Może to po prostu Magia Kina:)
Do filmów podobnej kategorii o zbliżonym klimacie dodałbym większość magicznej twórczości Davida Lynch'a. Też mnie dziwi, że Robert Harmon jakby utknął twórczo po nakręceniu "Hitcher'a" ale tak się czasami zdarza. Ja należę do ludzi, którzy stawiają na jakość a nie na ilość (co niestety wielu twórców zarówno filmowych jak i muzycznych bezustannie robi i przez co traci szacunek i uznanie takich fanów jak ja). Poza tym w pełni się zgadzam, iż jest to majstersztyk reżyserii,aktorstwa,scenopisarstwa oraz budowania klimatu i nie do końca jasnych relacji pomiędzy Johnem Ryderem a młodym kierowcą odwożącym samochód do nowego właściciela, co jest niewątpliwie kolejnym punktem na korzyść i wyjątkowość "Autostopowicza".
To prawda-świetna jest ta niejednoznaczność relacji między bohaterami i możliwość interpretacji fabuły na wielu poziomach-to właśnie cechuje filmy wybitne. Żal, że tak rzadko, (zwłaszcza ostatnimi czasami) można natknąć się na takie perełki. Co do Harmona-faktycznie lepiej nakręcił jedno Arcydzieło, niż rozmieniać się na drobne, przez całą karierę.
Niedoceniona rola Hauera i sama postać, którą tu wykreował, zagrać takiego bydlaku nie wielu by potrafiło.
Zgadza się - WZORCOWY THRILLER DROGI, któremu potem już nic w gatunku nie dorównało, dodatkowo opromieniony kreacją Hauera [jeden z najlepszych świrów kinowych ever - C.T. Howell nie przypadkiem mówił, że bał się go na planie :))) ]
Tajemnicą filmów, do których się wciąż powraca (nie muszą być arcydziełami!) są dobrze zrobione sceny - a ten ma kilka wprost doskonale zrobionych, nawet typowo hollywoodzkie efekciarstwo, którego trochę się tam wkradło w II części (scena z zestrzeleniem śmigłowca) nie obniża ogólnej oceny.
Ogólnie kolejny raz pozdro dla wszystkich fanów oldskulowego kina sensacyjnego, gatunku, który w XXI niestety zdechł.